Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas przecież zgubić może — zrobiła uwagę Walentyna, bez cienia gniewu jednakże.
— Przebacz mi — rzekł Morrel tonem błagania — weź to pod uwagę, iż nie wiedziałem co się z tobą stało. Teraz gdy cię już widziałem, oddalę się natychmiast. — A z panem d‘Epinay co się stało?
— Pan d‘Epinay przybył dla podpisania aktu w tej właśnie chwili, gdy moja dobra babka ostatnie wydała tchnienie.
Wtem dał się słyszeć odgłos otwierających się drzwi i stąpania po posadzce korytarza, a następnie po schodach.
— To ojciec wychodzi ze swego pokoju.
— Zapewne odprowadza doktora?
— Skądże wiesz, że właśnie doktora? — ze zdziwieniem zapytała Walentyna.
— Tak się domyślam — odpowiedział nieco zmieszany młodzieniec.
Walentyna przeciągłym wzrokiem spojrzała na młodzieńca.
Dał się słyszeć po chwili odgłos zamykanych drzwi i pan de Villefort samotnemi już kroki wracał po schodach. Gdy wszedł do przedpokoju zatrzymał się, jakby wahając się, czy ma wrócić do siebie, czy też udać się do pokoju pani de Saint Meran.
Morrel, słysząc to, ukrył się za portjerą; co do Walentyny, to nie uczyniła najmniejszego poruszenia, bezmierna boleść postawiła ją widocznie ponad zwykłe obawy.
Po chwili milczącego oczekiwania okazało się, iż pan de Villefort udał się do siebie.
— Drzwi wejściowe są teraz zamknięte — rzekła Walentyna po chwili — i teraz nie możesz opuścić tego domu,
— Jakto, ja mam iść do pana Noirtiera? Zastanów się, wa- jutro
rano dopiero. Nie pozostaje ci więc nic innego, jak schronić się do pokoju mego dziadka.
— Jakto, ja mam iść do pana Noirtiera? Zastanów się, Walentyno, pomyśl, co mi takiego doradzasz?
— Bądź spokojny, dziadek jest jedynym mym przyjacielem na tej ziemi i to niezawodnym. To też nie to mnie przeraża,