Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Owszem, możliwe, bo stali się oni bankrutami bez najmniejszej wątpliwości. Wiadomość tę otrzymałem przed chwilą właśnie przez umyślnego kuriera. Miałem tam u nich coś około miljona, lecz na szczęście wcześniej mnie ostrzeżono i zdołałem jeszcze mój wkład uratować.
— Boże mój — wyrwało się z ust Danglarsowi — w takim razie ja mam straty więcej niż pół miljona.
— Za ich weksle dają pięć za sto. Więc cię spotkała, baronie, strata dość duża. No, na szczęście, pół miljona to jeszcze, bądź co bądź, nie majątek.
— Daj pan spokój — rzekł Danglars — i nie mówmy lepiej o tem, na balu zwłaszcza. A szczególniej nie wspominaj pan o tem młodemu Cavalcantiemu.
Na tem rozmowa się urwała. Młody Morcef oddalił się, przywołany skinieniem przez matkę, zaś Danglars pośpieszył przywitać się z Andrzejem Cavalcantim, który wchodził właśnie do salonu.
Monte Christo pozostał tym sposobem sam przez chwilę.
Upał w salonie coraz bardziej dawał się odczuwać. Służba krążyła po salonach, roznosząc niestrudzenie napoje chłodzące, mrożone sorbety i lody.
Nawet Monte Christo uczuł się znużony i batystową wonną chustką począł obcierać twarz lekkim potem zroszoną. Gdy jednak i około niego przesunął się lokaj z tacą, nie wziął nic dla orzeźwienia.
Pani de Morcef nie spuszczała oczu z tego swego gościa. Nie uszło więc jej również uwagi i to, że odsunął tacę, nic z niej nie biorąc.
Przywołała tedy syna i rzekła:
— Albercie, musiałeś już zauważyć jednę rzecz, że hrabia Monte Christo nie chciał nigdy przyjąć zaproszenia na obiad w domu mego męża.
— Prawda. Był jednak u mnie na śniadaniu i to śniadanie właśnie było jego wejściem w towarzyski świat Paryża.
— Przyjął śniadanie u ciebie, ale nie u hrabiego, twego ojca — szepnęła Mercedes — i powiem ci, Albercie, iż bezustan-