Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybyś chciała, pani, opowiedzieć to wszystkim, zostałabyś bohaterką wieczoru.
— Służył w Indjach, walczył przeciwko Anglikom, posiada przytem kopalnie srebra w Tessalji, zaś do Paryża przybył w tym celu, by eksploatować źródła wód mineralnych, jakie odkryć miał podobno w okolicach Auteuil.
— Nadzwyczajne wiadomości. O bardziej sensacyjne już chyba trudno. Czy pozwolisz pani, bym je rozgłosił?
— Zostawiam to do pańskiej woli. Proszę jedynie o niepowoływanie się na źródło.
— Bo to tylko podchwycona tajemnica policji śledczej, która — zainteresowana zbytkiem, jaki ten pan roztacza — zaczęła badać źródła tych bogactw.
— O, pocóż się tak trudziła! Czyż nie bardziej prostem było zaaresztować poprostu hrabiego pod pozorem, iż jest on ponad normę bogatym?
— Byłoby go to spotkało niewątpliwie, na jego szczęście jednak zasiągnięte informacje wypadły dla niego dość korzystnie.
W tej chwili jakiś dorodny młodzieniec skłonił się wytwornie Albertowi, przechodząc obok.
De Morcef pochwycił go wtedy za rękę, którą mocno uścisnął, a następnie, zwracając się do pani Villefort, powiedział:
— Mam honor przedstawić pani pana Maksymiljana Morrela, kapitana spahisów, dobrego i prawdziwie walecznego żołnierza.
— Miałam przyjemność już widzieć pana Morrela w Auteuil, u hrabiego Monte Christo — odpowiedziała pani Villefort z oziębłością.
Odpowiedź ta, a zwłaszcza ton, jakim była powiedziana, dotknęły Morrela do żywego. Bardzo szybko jednak spotkała go za to nagroda. Zaledwie się odwrócił, ujrzał w drzwiach przeciwległych dzieweczkę w śnieżnej bieli, która ujrzawszy go, podniosła zwolna do ust bukiet wonnych konwalji na znak powitania.
Maksymiljan zrozumiał to pozdrowienie i w odpowiedzi podniósł do ust batystową chustkę.