Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A jednak napewno w tem samem kopałem miejscu, przypomniałem sobie bowiem, iż właśnie w tejże chwili, gdym wtedy dół, po ułożeniu trumienki, zaczął zasypywać, dosięgło mnie uderzenie sztyletu, otóż po ciosie otrzymanym upadłem nie na ziemię, co dobrze pamiętam, a i ty to zapamiętałaś może, lecz na ławeczkę, sztucznie ze złomów skał uczynioną. Obejrzałem się tedy, — ławeczka znajdowała się tuż poza mną. Kopałem więc dobrze. A jednak skrzynki nie było...
— Skrzynki nie było!... powtórzyła jak echo pani Danglars, przytłoczona wzruszeniem.
— Nie myśl, pani, bym poprzestał na tej jednej nieudałej próbie — ciągnął dalej opowiadanie de Villefort — wielokrotnie powracałem nocą do ogrodu i przekopałem go cały miejsce przy miejscu, i skrzynki nie znalazłem nigdzie.
Zacząłem rozmyślać i doszedłem do przekonania, że Korsykanin po dokonaniu zabójstwa — jak mniemał, odkopał skrzynkę i zabrał ją ze sobą. Na co by jednak człowiek miał zabierać ze sobą trupa?
— By mieć jakiś dowód — zrobiła uwagę Herminja.
— O nie, pani! To przypuszczenie jest zgoła bezpodstawne. Lecz nasuwało się przypuszczenie drugie, bardziej logiczne, nieomal pewne nawet: dziecko żyło i dlatego zbrodniarz zabrał je ze sobą.
Pani Danglars krzyknęła okropnym głosem i chwytając dłonie de Villeforta, zawołała:
— Moje dziecko żyło! I ty żywą dziecinę pogrzebałeś, nie przekonawszy się uprzednio, że jest martwe?! Ach!
— Czyż mogę wiedzieć?... Czyż ja wiem cośkolwiek?! — odpowiedział de Villefort wpatrując się przytem w baronową takim wzrokiem, iż zdawało się, iż lada chwila opuści go rozum i wpadnie w obłęd lub w szaleństwo.
— O moje dziecię! — zawołała baronowa, padając na krzesło i chustką tłumiąc szlochania.
Villefort tymczasem wrócił do przytomności; a gdy się to stało, zrozumiał natychmiast grozę położenia, postanowił przeto, dla odwrócenia burzy macierzyńskiej, nad jego głową się zbie-