Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gardy; ongi wzrok taki poskramiał zawsze Danglarsa, teraz nie zwrócił nań nawet uwagi.
— A cóż mnie to może obchodzić, że pan jesteś w złym humorze?!... powiedziała, wyprowadzona z równowagi tym chłodem męża.
— A jednak obchodzić cię to musi, zwłaszcza, gdy to niezadowolenie moje zwraca się na tych, którzy objadają mnie przy stole, zajeżdżają mi konie, a jakby tego nie było dosyć, niszczą jeszcze mą kieszeń.
— Cóż to za jedni są ci panowie, którzy czynią zamachy na twą kieszeń?
— Mówię o jegomościach, którzy w przeciągu godziny potrafili zubożyć mą kasę o siedemkroć sto tysięcy franków.
— Nie rozumiem pana.
— Owszem, rozumiesz mnie doskonale. Mówię o pożyczce hiszpańskiej, na sprzedaży której straciłem powyżej wspomnianą sumę.
— A skądże na mnie, lub na znajomych moich spadać ma odpowiedzialność za tę stratę? — zawołała z gniewem baronowa — a zresztą, proszę pana bardzo, abyś ze mną nie rozmawiał nigdy o pieniądzach, języka tego nie nauczyłam się ani u rodziców, ani też w domu mego pierwszego męża.
— Wiem o tem, nie mieli oni przecież ani jednego grosza do stracenia.
— Niemniej te wszystkie spekulacje pańskie są dla mnie nieznośne.
— W zdumienie wprowadzasz mnie, pani. Dotychczas bowiem byłem przekonany, że moje obroty giełdowe interesują cię nad wszelki wyraz.
— Mnie? Cóż za niedorzeczność!
— Tak, panią. Przytoczyć mogę fakty, na potwierdzenie mych słów! Ot, w lutym roku zeszłego pani pierwsza wspomniałaś mi o papierach Haiti: „zdawało się“ wtedy pani, że jakiś statek wpłynął do Havru i przywiózł ze sobą wiadomość o znacznej dywidendzie papierów. Zawierzyłem tym twym przeczuciom i zakupiłem ile się tylko dało tych papierów, na