Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy Walentyna zaczęła wymieniać kolejno litery alfabetu. Gdy doszła do „T“ — Noirtier przymknął oczy.
— Rozumiem — odezwał się notariusz — ten pan pragnie rzeczy, której nazwa od litery „T“ się rozpoczyna.
— Niech pan poczeka chwilę jeszcze — rzekła Walentyna i zwracając się do dziadka, mówić zaczęła: ta... te...
Starzec znów przymknął powieki.
Wtedy Walentyna wzięła słownik w oczach notarjusza, pilnie dającego baczenie, otworzyła go na stronicach, na których znajdowały się słowa, na „te“ się rozpoczynające i zaczęła z góry na dół prowadzić po nich palcem.
Oczy Noirtiera zatrzymały palec ten przy słowie: testament.
— Zdaje się nie ulegać wątpliwości — zawołał zdumiony notarjusz — że pan Noirtier żąda testamentu.
— Tak jest — przyznał starzec, zwykłym swym sposobem.
— No, wie pan — zwrócił się notarjusz do Vilelforta, — że jest to rzecz istotnie zdumiewająca.
— W rzeczy samej — odpowiedział prokurator królewski — a sam testament będzie rzeczą jeszcze bardziej zadziwiającą, tem bardziej, że, jak mi się zdaje, trudno będzie układać cały jego tekst, wyraz po wyrazie, przy pomocy słownika, no i przy pomocy mej córki, która — jako najbardziej zainteresowana w tym testamencie — bardzo dogodną będzie zapewne tłumaczką ciemnej woli pana Noirtiera.
— Nie, nie, nie! — oczami wyraził paralityk.
— Jakto — rzekł Villefort — czy Walentyna nie jest zainteresowana w tym testamencie?
— Nie.
Notarjusz uszczęśliwiony i zachwycony całą sprawą, już sobie układał w myśli, jak to opowiadać będzie szczegóły tego zajmującego wypadku.
— Panie — powiedział do Villeforta — to, co z początku uważałem za niepodobne, teraz wydaje mi się rzeczą najłatwiejszą. Testament ten będzie poprostu testamentem mistycznym, przez prawo przewidzianym, a więc ważnym bezwarunkowo, o ile zostanie on w obecności siedmiu świadków odczytany