Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy jednak mógłbyś mi przysiąc, że nigdy żałować nie będzie mej rekomendacji?
Podniosłem rękę, gotowy złożyć żadaną przysięgę.
— Nie trzeba, ufam ci i bez tego — odpowiedział — znam i cenię korsykanów, więc bez żadnych już trudności dam ci rekomendację.
I napisał ów list, jaki miałem zaszczyt podać panu hrabiemu, a dzięki któremu dostałem się do twego domu, panie hrabio. Jeżeli zaś tak się rozmowa nasza złożyła, to pozwolę sobie zapytać się pana hrabiego, czy ksiądz Bussoni miałby powody uskarżać się na mnie, że nie dotrzymałem danego słowa?
— Nie — odpowiedział hrabia — przyznaję z całą otwartością, że obowiązki swe spełniasz jak najlepiej i że jesteś nieposzlakowanie uczciwy, aczkolwiek nie we wszystkiem jestem z ciebie, panie Bertuccio, zadowolony.
— O, panie hrabio, proszę mi wskazać moje przewinienia?
— Tak jest, bo czyż się godziło nie wspomnieć mi nawet nigdy, że masz bratowę i przybranego syna?
— Niestety, panie hrabio, jeszcze ci nie opowiedziałem tej karty mego życia.
— Po wyjściu z więzienia, udałem się z największym pośpiechem na Korsykę, oczywiście, by uspokoić, pocieszyć i zobaczyć moją bratowę. Za przybyciem jednak do Rogliano zastałem cały dom w żałobie. Zdarzył mi się tam mianowicie wypadek, który pamiętny będzie na długo zapewne.
A oto co się stało. Bratowa moja, pamiętna moich uwag, zaprzestała dawać drobną monetę Benedyktowi. Pewnego dnia, po ostrzejszej z tego powodu sprzeczce, pogroził biednej mej Assunce pięścią i przez cały dzień nie pokazał się w domu.
Biedna kobieta, jak mi opowiadali sąsiedzi, cały dzień spędziła we łzach; nadszedł wieczór, potem noc, a ona się nie kładła, czekając na krnąbrnego chłopca.
O godzinie jedenastej przyszedł nakoniec; nie sam jednakże, lecz w towarzystwie dwóch przyjaciół. Assunta szczęśliwa, że chłopiec powrócił nakoniec, wyciągnęła do niego ręce, lecz ten odtrącił ją precz i zawołał: