Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za to Kadrus milczał, a gdy gość skończył wieczerzę, otworzył drzwi, a następnie powiedział:
— Burza o ile się zdaje, ucicha.
Lecz w tej chwili, jakby dla zaprzeczenia jego słowom, po oślepiającej błyskawicy, piorun uderzył tak blisko, że cały dom wstrząsł się w posadach, a silny powiew wichru, który się wdarł przez uchylone drzwi, zgasił lampę.
Nie było co więcej mówić. Kadrus więc zamknął drzwi a Karkontka od dogasających głowni zapaliła świecę, a podając ją gościowi, rzekła:
— Zechciej pan przejść do swego pokoju, musisz być bowiem bardzo znużony, i śpij spokojnie. Już powlekłam tam panu świeżą bieliznę.
Jubiler podniósł się i podszedł do okna, gdy się jednak pzekonał, że deszcz i błyskawice potęgują się raczej, aniżeli uciszyćby się miały, powiedział swym gospodarzom dobranoc i poszedł na górę.
Przechodził nad moją głową i słyszałem każde stęknięcie, każde stąpnięcie jego kroków.
Karkontka odprowadziła go wzrokiem pełnym chciwości i żądzy. Kadrus uporczywie patrzył w ogień i nawet nie spojrzał w stronę odchodzącego gościa.
Ponieważ i ja byłem bardzo znużony i zmęczony, postanowiłem już nie wychodzić aż do jutra z tego domu; ze względu na gościa, nie chciałem znów opuszczać mej kryjówki, słusznie obawiając się, że rozmowa prowadzona o tak późnej porze, musiałaby zaniepokoić jubilera. Usadowiłem się w mem schowanku jak tylko było to możliwe najwygodniej, starając się zasnąć. Nie obawiałem się w tym domu niczego, nie miałem również żadnych podejrzeń, oczy me kleiły się więc coraz bardziej. Jak przez mgłę przeto widziałem już tylko to, co się działo w izbie.
Kadrus siedział przy stole; głowę miał pochyloną i obu rękoma zakrytą.