Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekłszy, udał się pewnym krokiem do swego gabinetu. Maksymiljan podążył za nim, — słaniając się na nogach.
Morrel wszedł do pokoju, zamknął drzwi za synem, potem podszedł do biurka i złożył na nim dwa pistolety, a następnie wskazał synowi palcem otwarte księgi handlowe.
Młodzieniec przejrzał je i osłupiał.
— Za pół godziny mam zapłacić 287,500 franków, zaś mam na to 18,000!... rzekł Morrel.
— Czy już poruszyłeś wszystkie sprężyny, wyczerpałeś wszystkie środki, ojcze, by zapobiec katastrofie?
— Wszystkie.
— I na żaden już wpływ rachować nie możesz?
— Na żaden!... Za pół godziny — dodał Morrel głosem ponurym — nasze imię okryte zostanie niesławą. Na szczęście, zmyć ją można krwią.
— Masz słuszność, ojcze! Rozumiem cię...
I wyciągnął rękę po pistolet.
— Jeden dla ciebie, drugi dla mnie, ojcze.
Lecz Morrel wstrzymał wyciągniętą rękę.
— A matka twoja?... a siostra?... kto je wyżywi?
Dreszcz wstrząsnął ciałem młodzieńca.
— Ojcze! — rzekł — czyś pomyślał o tem, że obarczasz mnie ciężarem życia?...
— Tak jest. Ale jest to twoja powinność, twój święty obowiązek. Niebo obdarzyło cię hojnie, masz umysł zrównoważony, spokojny i głęboka jest twa wiedza. Nie urodziłeś się na zwykłego zjadacza chleba; to pociąga za sobą obowiązki. Nie nakazuję ci wszelako, lecz powiadam jedynie: zastanów się nad położeniem, jak gdybyś był zupełnie postronnym człowiekiem, sam osądź, co ci czynić należy.
Młodzieniec wpadł w głęboką zadumę, poczem wyraz wzniosłej rezygnacji zajaśniał mu w oczach. Powolnem i smutnem poruszeniem podniósł ręcę w górę i zaczął zdejmować z ramion szlify, odznaczające jego rangę.