Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych zamiarach życia ze sobą, bez obciążenia zbytecznie ciebie moją osobą. Opowiedziałam mu szczęście, odmalowałam mu życie spokojne i szczęśliwe... Słysząc to, zmiękł, podał mi rękę, przepraszając za swoje postępowanie.
„Poczem rzekł:
„Więc, pani, teraz nie przez uwagi i groźby, ale przez prośby, chcę wymódz na tobie ofiarę daleko większą od tych, jakie dotąd zrobiłaś dla mego syna...
„Zadrżałam na tę przemowę.
„Ojciec zbliżył się, wziął mnie za obie ręce i mówił łagodnie:
„Moje dziecię, nie uważaj tego za złe, co ci mam powiedzieć, chciej tylko zrozumieć, że życie ma częstokroć potrzeby straszne dla serca, ale którym trzeba zadość uczynić. Jesteś pani dobrą i dusza twoja ma w sobie szlachetność nieznaną wielu kobietom, które tobą może gardzą, a które niewarte są ciebie. Lecz pomyśl, że obok kochanki jest rodzina, że prócz miłości, są obowiązki, że po latach namiętności, następują lata, w których mężczyzna, chcąc zasłużyć na szacunek, potrzebuje oprzeć się na jakiem poważnem stanowisku. Mój syn niema majątku, a przecież gotów jest przelać na ciebie spuściznę po matce. Jeżeliby przyjął ofiarę, którą chcesz pani dla niego zrobić, honor i godność nakazują mu w zamian zrobić to przelanie. Lecz on nie może przyjmować twej ofiary, bo świat, który ciebie nie zna, nadałby temu faktowi inny pozór, jaki nie powinien leżeć na imieniu naszem. Nie uważanoby na to, że Armand panią kocha,