Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tysięcy franków, po które prosiłam ją, żeby poszła do księcia, pożyczyła odemnie pięćset franków, których mi nigdy nie odda, lub zapłaci kapeluszami i to lichemi. Nie możemy więc żądać, a raczej ja nie mogę żądać innego szczęścia nad to, by będąc smutną bardzo często, cierpiącą zawsze, by znaleźć mężczyznę wyższego, któryby nie żądał rachunku z mego życia, któryby był kochankiem moich uczuć raczej niż ciała, takiego mężczyznę znalazłam w księciu, lecz książę jest stary, a starość ani wspiera, ani pociesza. Zdawało mi się, że mogę przyjąć takie życie, jakie on proponował, lecz cóż chcesz! — umierałam z nudów, a było to jedno, co rzucić się w ogień, lub zaczadzić węglami. Wówczas spotkałam ciebie, młodego, płomiennego, szczęśliwego i zapragnęłam zrobić z ciebie człowieka, jakiego napróżno dotąd szukałam w mojej hucznej samotności. Kochałam w tobie nie człowieka, który już jest, ale który dopiero miał być. Nie przyjmujesz tej roli, odrzucasz ją, jako niegodną siebie, jesteś pospolitym kochankiem, zrób jak inni, zapłać mi i nie mówmy już więcej o tem.
Długie to wyznanie zmęczyło Małgorzatę, więc rzuciła się na poręcz kanapy, a chcąc przytłumić lekki kaszel, podniosła chustkę do ust i do oczów.
— Przebacz, przebacz — szeptałem — ja rozumiałem to wszystko, lecz chciałem to od ciebie samej usłyszeć, moja ubóstwiana Małgorzato. Zapomnijm y o tem i pamiętajmy tylko o jednej rzeczy: to jest, że należymy do siebie, że jesteśmy młodzi i że się ko-