Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.3.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Przyszły tu między anioły niewierne,
Które się przeciw Bogu nie zwróciły
I nie szły za Nim — lecz zostały bierne:

„Wygnanych z niebios, których piękność ćmiły,
Piekło nie chciało przyjąć w swe otchłanie,
Bo z nich źli chluby nie mają, ni siły.”

A ja znów: — „Co tak strasznego w ich stanie,
Że taką burzę podnoszą żałości?”
Mistrz odrzekł: — „Krótko odpowiem: ich trwanie

„Tyle jest marne i pełne podłości,
Że łaknąc próżno śmierci, co wyzwala,
Każdy z nich losu innego zazdrości;

„Ich smutna sława po ziemi się wala,
Przez sprawiedliwość i litość wzgardzona.
Dość mówić o nich: patrz i mijaj zdala.”

Patrzę i widzę jak wirem niesiona
Wielka chorągiew, wciąż się kręcąc, biegła
Niegodna swoje rozwinąć znamiona,

A za nią ludu ciżba tak rozległa,
Iż mi uwierzyć było rzeczą nową,
Że taka liczba śmiercią już poległa.

Gdy rozpoznałem postać tę i ową,
Dostrzegłem także tego cień nieśmiały,
Co przez nikczemność splamił się odmową.