Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle dziewczyna głowę podniosłszy do góry, nadsłuchiwać zaczęła coś pilnie, później starając się uwolnić od ściskających ją rąk, szepnęła cicho, ostrożnie:
— Paniczu, proszę puścić!... Rozalia idzie.
Chłopak jednak nie słyszał tego szeptu: coraz namiętniej usta całował, i gwałtowniej przyciskał wyrywającą się dziewczynę, do rozszalałej piersi. Stracił był wszelką świadomość.
Tymczasem na schodach w rzeczy samej dawały się słyszeć przyciszone, drzące kroki.... Co raz bliżej i bliżej.
Dziewczyna szarpnęła się raz i drugi z całej siły. Napróżno jednak; żelazne ręce chłopaka trzymały ją w konwulsyjnym uścisku.
— Przepadło wszystko — pomyślała i nagle zaczęła wołać ile jej siły w płucach stało: