Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasie nieobecności męża przyjechała odwiedzić jego dobytek.... Troskliwość ta podobała się bardzo Matwijowi.
— Niech was Bóg błogosławi piękna gazdyni — mówił przytrzymując jej konia — za to żeście przypomnieli sobie o chudobie własnej....
— Nie za tem ja Matwiju przyjechała — odrzekła Marika, stanąwszy na ziemi. — Inna sprawa mnie tu przygnała. Męża w domu nie ma, a tu....
— Cóż się stało? — zapytał przerywając jej z nieudaną troskliwością bowhar.
— Stało się coś takiego, że tylko jemu samemu mogę powiedzieć! — zawołała zaciskając pięści. — Wy Matwiju najwierniejszy jego sługa i towarzysz, wy znaleść go potraficie.... Jedźcież do niego i powiedzcie mu, że jak do środy do wieczora nie wróci, to żony już nie znajdzie żywą.... Rozumiecie.... Mówić nic nie będę.... on sam się domyśli.