Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/920

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

winny? Dziesięć tysięcy talarów, kto mi powie jego nazwisko; sto tysięcy, kto mi go da żywego, albo umarłego.
— Któż inny, Najjaśniejszy panie, jeżeli nie Andegaweńczycy?
— Prawda — zawołał Henryk. — Andegaweńczycy odpłacą mi za to.
Ponieważ te wyrazy były jak iskra proch zapalająca, straszny nastąpił wybuch wyrzekań i gróźb przeciwko Andegaweńczykom.
— Tak, tak, Andegaweńczycy — mówił Quelus.
— Gdzie oni są? — wołał Schomberg.
— Żywcem ich drzeć w pasy — krzyczał Maugiron.
— Sto szubienic na Andegaweńczyków — zakończył król.
I Chicot nie milczał; wydobył szpadę i machając nią na wszystkie strony, wołał:
— Śmierć Andegaweńczykom! śmierć Andegaweńczykom!
Krzyk ten słyszany był po całem mieście, jak krzyk matek izraelskich, słyszany był po całem Rama.
Tymczasem, Henryk znikł.
Wspomniał o matce i wyśliznąwszy się z pokoju, poszedł do Katarzyny, zaniedbanej od nie-