Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nielubił on Andegaweńczyków i nienawidził ulubieńców, jednak wiedział, że obiedwie strony są waleczne i że szlachetna krew popłynie niebawem.
Epernon chciał udawać zucha.
— Jakto! czy się mnie boją?
— Milcz, gaduło, — odpowiedział Entraguet.
— Ja mam moje prawa — mówił Epernon, wszak warunki ułożono przed ośmiu dniami.
— A więc ze mną — rzekł Ribeirac zastępując mu; odwrócił się i dobył szpadę.
— Pójdź kochanku — rzekł Chicot, tylko nie powalaj trzewików, jak wczoraj.
— Co tam gada ten błazen?
— Mówię, że niedługo będzie tu krew i będziesz chodził po niej, jak wczoraj w nocy.
Epernon stracił przytomność.
Usiadł o dziesięć kroków od Chicota i nie śmiał spojrzeć na niego.
Ribeirac i Schomberg, po zrobieniu ukłonu zbliżyli się.
Quelus i Entraguet skrzyżowali szpady i postąpili naprzód.
Maugiron i Livarot oparci o baryery, spoglądali na siebie.