Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dzięki ci, Najjaśniejszy parne — mówili razem ulubieńcy.
— Idźcie, już czas — rzekł król, nie mogąc dłużej powstrzymać wzruszenia.
— Najjaśniejszy panie — mówił Quelus — czy dla zachęcenia nas, Wasza królewska mość nie będziesz obecnym?
— To niestosowne, moi drodzy; bijecie się bez mojej wiedzy i bez mojego pozwolenia, niechaj to wygląda, jako skutek prywatnej kłótni.
I skinieniem, prawdziwie monarszem, pożegnał ich.
Gdy ulubieńcy, a za nimi służący ich Luwr opuścili, gdy ucichł brzęk szpad i ostróg, król opierając się o poręcz okna, mówił:
— Umieram!
— A ja!.. — mówił Chicoc — chciałbym widzieć pojedynek, bo jestem pewny, że d’Epernon zrobi coś ciekawego.
— Opuszczasz mnie, Chicot?... — rzekł król tonem żałosnym.
— Tak — odpowiedział Chicot — bo jeżeli który z nich zapomni o swojej powinności, ja muszę utrzymać honor króla.
— Idź więc — rzekł Henryk.
Gaskończyk, pożegnawszy króla, zniknął jak błyskawica.