Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Epernon słuchając tego wszystkiego, obgryzał paznogcie.
— Zginę zatem — rzekł blednąc i uśmiechając się zarazem.
— Ha! — odpowiedział Aurilly.
— Ależ to szaleństwo potykać się z człowiekiem, który napewno mnie zabije. To tak samo jakby grać w kości z takim, który zawsze rzuca na szóstkę.
— Trzeba było wprzódy o tem pomyśleć.
— I teraz dam sobie radę — nie napróżno jestem gaskończykiem. Głupiec, kto dobrowolnie śmierci szuka, osobliwie w dwudziestym piątym roku życia. Pomyślmy nad tem!
— Dobrze.
— Czy Bussy, pewny jest, że mnie zabije?
— Ani wątpi o tem.
— Zatem to nie pojedynek, ale morderstwo.
— Być może.
— A niech go!..
— No i cóż.
— Morderstwo można uprzedzić.
— Przez co?
— Przez... przez... morderstwo.
— Zapewne.