Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/1031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zadziwienie nie długo trwało.
Książę Andegaweński chciał się uśmiechać.
— O! kochany hrabio — rzekł — jakie szczęście! U nas mówiono, że nie żyjesz.
— Pójdź, pójdź Mości książę — mówił raniony — pójdź, niech ucałuję rękę twoję. Nietylko że żyję, ale jeszcze mam nadzieję przyjść do zdrowia, abym wiernie i gorliwie służył...
Bussy, który nie będąc ani księciem, ani mężem, dwa położenia towarzyszkie, w których udawanie koniecznością, czuł zimny pot spływający po czole i nie śmiał oczów wznieść na Dyanę. Skarb ten, po dwakroć tracony sprawiał mu przykrość osobliwie w bliskości właściciela.
— I ty panie Bussy — mówił Monsoreau — przyjmj moje podziękowania, bo prawie tobie życie winieniem.
— Jakto mnie!... — bąknął młodzieniec — sądząc że hrabia z niego żartuje.
— Tak, nie inaczej: prawda, nie wprost, ale wdzięczność moja nie mniejsza, bo oto mój zbawca, dodał pokazując Remyego, któryby chętnie w ziemię się schował; jemu moi przyjaciele, winni są życie moje.
Mimo dawanych przez lekarza znaków, aże-