Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/938

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żacy — w tym względzie moja pani i ja oddajemy ci słuszność.
— Przyznaj więc — mówił dalej Henryk ściskając rękę służącego — czyż nie mogłem kiedykolwiek, gdyście wzbraniali wejścia do domu, wyważyć drzwi i wejść gwałtem, jak czynić zwykli pijani, lub szaleńcy? Wtedy, chociaż przez chwilę, widziałbym tę kobietę i mówił z nią...
— I to jeszcze prawda.
— Nakoniec! — mówił dalej młody hrabia ze słodyczą i smutkiem nieopisanym — wszakże jestem czemś na świecie, majątek mam znaczny, król sam mnie proteguje; niedawno nawet król żądał odemnie wyznania cierpień i pomoc swoję przyrzekał.
Służący westchnął z widoczną niespokojnością.
— Ale nic nie chciałem, wszystko odrzuciłem; przyszedłem błagać ze złożonemi rękami, aby się dla mnie otworzyły te drzwi, które zawsze były zamknięte.
— Panie hrabio, masz szlachetne serce i godnym jesteś kochania.
— A dla czegóż — przerwał Henryk — tego człowieka ze szlachetnem sercem i godnego kochania potępiasz? Co ranek, mój paź przynosi list, którego nie przyjmujesz nawet, co wie-