Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/836

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od królowej; przepuść mię zatem a pójdę do krawca.
I wetknął mu w rękę dziesięć pistolów. — Idź więc panie Chicot, ale prędko — powiedział żołnierz i schował pieniądze.
Gdy się Chicot dostał na ulicę, stanął i uważał miejscowość.
Udając się do pałacu, przeszedł był całe miasto, ale teraz musiał przebywać zupełnie przeciwną drogę, ponieważ wypadało mu wyjść inną bramą nie zaś tą, którą przybył.
Noc jasna i wcale niepochmurna, ucieczce jego niesprzyjała, żałował więc mglistych nocy Francyi, podczas których, o tej godzinie, na ulicach Paryża, jeden drugiego o cztery kroki niewidział, wreszcie na szpiczastym bruku, gwoździami nabijane trzewiki Chicota, sztukały jak końskie podkowy.
Tak więc zaledwie nieszczęśliwy poseł zawrócił na drugą ulicę, zaraz spotkał się z patrolem.
Stanął umyślnie, sądząc, że wpadnie w podejrzenie, skoro zechce skryć się lub przejść gwałtem.
— A! dobry wieczór panie Chicot — rzekł mu dowódzca patrolu, salutując szpadą — czy chcesz pan abyśmy go odprowadzili do pa-