Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/715

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech żyje król! — głosem równie jak Gorenflot donośnym. Wtedy dopiero cały konwent, poruszając bronią, ryknął:
— Niech żyje król!
— Dziękuję, moi szanowni ojcowie, dziękuję!... — donośnym głosem odpowiedział Henryk III-ci.
Potem przejechał obok klasztoru, który miał być kresem jego wycieczki, zostawiając po za sobą Bel-Esbat w ciemnościach pogrążone.
Księżna na wysokości balkonu, ukryta za złoconą tarczą, padła na kolana i przypatrywała się, badała, pożerała wzrokiem każdą twarz, światłem gorejących pochodni oświeconą.
— A!... — krzyknęła, wskazując jednego z jadących przy karecie. — Patrz, patrz! Mayneyillu!...
— Młodzieniec, posłaniec księcia de Mayenne w służbie króla! — zawołał tenże.
— Jesteśmy zgubieni!.. — szepnęła księżna.
— Trzeba nam uciekać, mościa księżno, i to szybko — powiedział Mayneville — bo Walezyusz dzisiaj zwycięzca, jutro zwycięztwa tego nadużyje.
— Zdradzono nas!... — zawołała księżna —