Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ku, kolej na Pana M:kołaja Poulain; ale ja go za dziesięć minut wyekspedyuję.
W rzeczy samej, księżna przejechała obok Chicota wcale go niewidząc, a Mikołaj Poulain zamyślał zdążać za nią do Paryża.
I jemu równie jak księżnie, wypadała droga obok płotu, ukrywającego Chicota.
Chicot patrzył na nadchodzącego, jak myśliwy patrzy na przebiegające zwierzę, gotów strzelić skoro się ku niemu zbliży.
Skoro Poulain zbliżył się, Chicot strzelił.
— Hej! kochanku — zawołał ze swojej dziury, spojrzyj no tutaj z łaski swojej.
Poalain zadrżał i obrócił głowę w stronę rowu.
— Widziałeś mię?. bardzo dobrze!.. — mówił dalej Chicot — nie udawaj więc panie Mikołaju... Poulain!
Mikołaj podskoczył, jak koza postrzelona.
— Kto jesteś? — spytał — i czego żądasz?
— Kto jestem?
— Tak.
— Przyjaciel, wprawdzie nowy ale poufały. Ale czego żądam?... to nie tak łatwo powiedzieć.
— Lecz nakoniec powiedz?
— Żądam abyś tu do mnie przyszedł.