Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezaniedbał tego, ale Chicot odparował tak silnie, że biedny uczeń stracił równowagę, zachwiał się i upadł.
Chicot pozostał na miejscu nieruchomy jak skała.
Brat Boromeusz aż do krwi pogryzł paznokcie.
— Pan nam wcale niewspominałeś, że gorliwie odwiedzasz salę fechtunków — rzekł.
— O!... — zawołał Gorenflot zdumiały — ale tryumfujący z powodu zbyt łatwego do pojęcia uczucia przyjaźni, on, nigdzie nie wychodzi!..
— Ja, biedny mieszczanin!... — powiedział Chicot — ja, Robert Briquet, miałbym odwiedzać salę fechtunków?... A!.. panie podskarbi!..
— Ależ mój panie — zawołał brat Boromeusz — kto tak dzielnie bronią włada, musiał się w tem wielce ćwiczyć.
— E!.. dla Boga!.. tak jest — dobrodusznie odparł Chicot — wprawdzie nieraz miałem szpadę w ręku, lecz zawsze na jednę rzecz zważałem.
— Na jaką?
— Że dla tego kto szpadę trzyma w ręku, duma jest złym doradzcą, a gniew złym pomocnikiem. A teraz posłuchaj mię, bracie Jakóbie — dodał — rękę masz dzielną, ale niemasz ani nóg,