Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż uczynić zamierzasz?... — zapytał Henryk.
— Zobaczysz, usłyszysz. Tymczasem wróć do domu, ubierz się jak najstrojniej, przywdziej najkosztowniejsze klejnoty, skrop włosy najdelikatniejszemi pachnidłami; dzisiaj wieczór zdobędziesz twierdzę.
— Oby cię Bóg wszechmocny wysłuchał, bracie!
— Henryku, kiedy Bóg nie słyszy, to szatan wówczas pewno nie głuchy. Żegnam cię, bo moja kochanka czeka; nie, chciałem raczej powiedzieć, kochanka pana do Mayenne. Na papieża! ta się wcale nie wzdraga.
— Bracie!
— Przepraszam, mój ty piękny kupidynku, nieczynię żadnego porównania między temi dwiema damami, bądź o tem przekonany, chociaż wnosząc z tego co mi powiadasz, wolę moją, a raczej naszą. Ale ona czeka na mnie, a niechcę aby czekała. Bądź zdrów Henryku, do widzenia wieczorem.
— Do widzenia, Anno.
Bracia ścisnęli się za ręce i rozeszli każdy w swoję stronę.
Jeden, gdy uszedł blizko dwieście kro-