Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo mi jeść się chce okropnie; a! dodał cicho do Henryka rzucając chleb, który zdawało się, że je ze smakiem; przebrzydła strawa.
Następnie, rzucił się na szyję brata, mówiąc.
— Teraz rozmawiajmy, a najprzód, powiedz mi, jakim sposobem znajdujesz się we Flandryi, gdyś powinien być w Paryżu?
— Bracie — rzekł Henryk do admirała — życie nieznośnem mi się stało w Paryżu, wyjechałem, aby się z tobą połączyć.
— Czy zawsze z powodu miłości?... — zapytał Joyeuse.
— Bynajmniej; z rozpaczy. Teraz, przysięgam ci, nie jestem zakochany; namiętność moja to smutek wieczny.
— Mój bracie — zawołał Joyeuse — pozwól sobie powiedzieć, żeś trafił na kobietę piekielną.
— Jakto?
— Tak Henryku, trafia się, że zbytek cnoty, staje się zabójstwem; jeżeli przez ów zbytek cnoty, pozwalamy na cierpienia drugich, jest to barbarzyństwem, jest brakiem miłości chrzęściańskiej.
— O! mój bracie — zawołał Henryk — jakże możesz tak cnotę spotwarzać.