Strona:PL - Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co? — zawołał starzec rozdrażniony — i chcesz mię opuścić, niedobre dziecko? A ktoby mię wtenczas pielęgnował? Nie, z tego nic nie będzie!
-— Ale, ojcze kochany, — zauważyła Józia — niema przecież tymczasem innego środka, żeby tobie dopomóc. Wiesz, że już dawno pisał do męża mej zmarłej chrzestnej, a do dziś dnia niema odpowiedzi.
— Wierzę — mruknął stary — lepiejbyś była do samego djabła pisała, bo ten z pewnością nie taki kutwa, jak ten dusigrosz Wild.
— Ależ ojcze, to grzech tak mówić! — zawołało dziewczę. — To już lepiej udajmy się w modlitwie do mojego Patrona, on nam wstawieniem się swojem u Boga z pewnością dopomoże.
— Myślisz? — zawołał ojciec z goryczą. — Ja zaś myślę, że ten biedny cieśla u góry nie ma tyle kredytu, co niejeden bogacz, który się tuczy jak bydlę. No — dodał z gorzkiem szyderstwem, — napisz do niego, do św. Jó-