Przejdź do zawartości

Strona:PL Żeligowski Edward - Jordan (wyd. 1870).pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten przedajnik miłość pojmie?
Jakąż miłość? świata! ludu!
Komedjanci, głupiuteńcy —
O przepraszam — lecz żal trudu,
I nie powiem nic już więcej.
Niech domówią reszty dzieje,
Skąd są zdrajcy i złodzieje?...


Tu widocznie był poeta
W paroksyzmie swej warjacji;
Lecz co do mnie, nie miał racji
Na co tyle budzić krzyków!

Jeszcze dodał w swem szaleństwie
Może temu nie wierzycie,
Jak robactwo lęgnie w trupie?
Nie wierzycie, to spojrzycie
Na tych panów przedajników
I na pańskie dzieci......[1].

„Gdzie nie wyschły uczuć zdroje,
Bracia moi, siostry moje,
Którym jeszcze nie zdołano
Zabić serca pozłacaną
Kłamstw mamoną i próżnością,
Zapytajcie ze szczerością

  1. Myliłby się, ktoby chciał sądzić, iż w tym ustępie autor tchnie wyobrażeniami jakiejkolwiek partji. Na czasy dzisiejsze byłaby to za wielka nędza. Lecz nędza moralna, a nakoniec ostateczny upadek rodzin — dziedziców wielkich imion i spadków, mają głębokie znaczenie w naturze zawieranych związków. Te zagadki już rozwiązała wyższa medycyna na koniecznych prawach fizjologji.