Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I czegoż płaczesz? spytał ksiądz, wszakże życzenia twoje spełnione, uczyć się będziesz.
Chłopak już połknął łzy, skłonił się do nóg księdzu, wziął miskę, łyżkę i kartkę i wyszedł z celi. Jeść mu się chciało, ale myśl, iż żebrać ma, przykrą mu była więc nie spieszył, szedł zwolna, z głową smutnie ku piersiom opuszczoną. Nareszcie minął bramę gmachu szkolnego i ujrzał się na ulicy, tu zatrzymał się, stanął pod ścianą, i zadumał się nad dolą swoją. Wtem ujrzał kilku z kolegów z łyżkami i miskami wysuwających się z bramy szkolnej i dążących do jednego z domków położonych wśród zielonych ogrodów. Zastukali do drzwi; rozwarły się podwoje i z jednych wysunęła się jakaś mała dziewczynka z garnuszkiem w ręku, uśmiechnęła się do stojącego w progu żaka i nalała mu ciepłej zupy na miskę; z drugich wyszła jakaś sędziwa niewiasta, z innych grzeczne chłopię, ani jeden z malców z próżną miską nie odszedł. Grześ patrzył i czuł miłe wzruszenie w sercu, piękny bo też był to obraz patrzeć, jak miasto pomaga dziatwie, by na ludzi wyrosła; teraz już go nie bolało tak, iż prosić musi, posunął się w ulicę i do domu wskazanego przez księdza zastukał, ale bardzo lekko; otworzono mu wszakże natychmiast, w progu ukazała się rumiana, uśmiechnięta dobrotliwie kobieta.
— Cóż tak kołaczesz nieśmiało? — spytała, — czy się boisz, czy się wstydzisz? pewnoś w Krakowie nieoddawna.
Grześ w miejsce odpowiedzi podał kartkę księdza. Kobieta na nią nie spojrzała.
— Nie masz się czego bać — ciągnęła dalej — i wstydzić się nie masz czego... My wam dziś dajem, potem wy nam dawać będziecie, wprawdzie nie strawy na miskę, lecz coś droższego, czego złotem nie opłacisz... dacie nam naukę,