Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serca, świeżej, uroczej, wiosennej! To niezrównane serce nie osłabło w swem biciu od pierwszej chwili wzruszenia. Och, za stara jestem i ciałem i duszą, aby być kochaną w ten sposób; czuję jakgdyby wstyd, wyrzut... Ileż razy, gdy on mówił i gdy ta cudowna inteligencja służyła za tłumacza żywości jego uczuć, ja, słuchając go z rozkoszą, myślałam smutno, że jestem zbyt szczęśliwa, że jestem niegodna takiego szczęścia... Nie, nie jestem niegodna, skoro je umiem ocenić i skoro jest ono dla mnie czemś ponad wszelką cenę“.
A jednak pomiędzy śmiercią pana Hańskiego a małżeństwem kochanków upłynęło dziewięć lat. Czemuż ta zwłoka, czemuż ta ciągła rozłąka, tak bolesna dla pisarza? Ileż gromów za tę zwłokę rzucili biografowie Balzaka na panią Hańską! Znowuż niezrozumienie epoki i stosunków. Czytajmy korespondencję Balzaka; on to rozumie daleko lepiej niż jego obrońcy. Ubolewa nad tą zwłoką, ale nie wini o nią ukochanej.
Najpierw, przyczyną był proces: długi, zawiły proces pani Ewy, w którym przeciwnicy mieli silne plecy w Petersburgu. Ten proces trzeba było wygrać. Następnie, trzeba było uzyskać pozwolenie cara na małżeństwo