Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zjawiasz się znów błyskawicą
W łunach płonących pól.

Po długich męczeństwa latach
W mroku więziennych ścian,
Niechaj ukryje się w kwiatach
Krew ściekła z serdecznych ran.

I niech na twem czole bladem
Znów w blasku dawnych farb,
Zapłonie z brylantów dyadem,
Królewskich przodków skarb.
 
I niechaj w farnym kościele
Wielki uderzy dzwon.
Idą Legiony — mściciele
Idą z ojczystych stron.

Ruszyli dla świętej sprawy
Gdy wodza rozkaz padł.
Z Krakowa aż do Warszawy
Krwią znacząc każdy ślad.

Śmierć niosąc knutom i pałkom,
Szli kruszyć carską moc.
Śniłaś się tym zuchwałkom
W marszach przez dzień i noc.
 
I serca każdego calem
Czuli cię matko w łzach.
Jak nowa Jeruzalem
Zjawiałaś się im w snach.