Strona:Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piętno, i blade jego wargi wytrysły słabym okrzykiem.
Zbrodniarz! oto co ujrzał wypisane na rękach jego chiromanta. Zbrodniarz! Noc nawet zdawała się o tym wiedzieć, a samotny wiatr trąbił mu tosamo w uszy. Ciemne zakątki ulic pełne były tego oskarżenia. Wykrzywiało się doń ono z dachów domostw.
Lord udał się naprzód do Parku, którego mroczne zadrzewienie zdawało się wpływać nań czarująco. Znużony wsparł się o sztachety, chłodząc swe skronie wilgotnym żelazem i wsłuchując się w ciszę szepczącą pośród drzew.
— Zbrodniarz! Zbrodniarz! — powtarzał wciąż, jakby to powtarzanie mogło zaćmić sens słowa.
Dźwięk własnego głosu przejmował go dreszczem, mimo to przecież życzył sobie niemal, aby usłyszało go echo i rozbudziło z marzeń rozespane miasto. Uczuwał chęć zatrzymania pierwszego lepszego prze-