Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otwarta. Weszła na dziedziniec. Tu, w głębi dziedzińca w dwu oknach oficyny, w której było mieszkanie stróża, świecił ogień. Znać gotowano tam wieczerzę. Przed oficyną stróż rozrąbywał na drzazgi klocek drzewa. Zresztą, cicho tu było i pusto, uderzenia siekiery głucho i miarowo tętniały w mgle deszczowej, z blaszanej rynny, na bruk dziedzińca ciekła z monotonnym szmerem wąska struga wody. Hela przesunęła się pod ścianą pałacyku i suchą, bo żwirowaną ścieżką weszła do ogrodu. Tu stanęła przed schodami wysokiego ganku, na którym p. Ewelina przesiadywała zwykle całe dnie letnie. Teraz, schody, ganek i okrążające go ławki pokryte były wodą. Hela zaczęła wstępować po schodach, woda pluskała zpod jej paryskich podartych bócików. Nagle wydała okrzyk radości i miłosnym giestem wyciągnęła obie ręce. Zpod ławki, z kąta ganku, w którym leżał zwinięty i do kłębka zmoczonej w błocie peli podobny, z zajadłem, piskliwem szczekaniem, rzucił się ku niej Elf. Nie poznał jej był zrazu; bo też długa sierść jego, przemokła, splątana, całkiem prawie zasłaniała mu oczy. Gdy jednak przemówiła do niego i na mokrych deskach przed nim usiadła, wskoczył na jej kolana a skomląc z radości, lizać począł twarz jej i ręce. Stworzenie to było