Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lona dotąd nad kufrem, wyprostowała się i prędko, dobitnie sarknęła raczej, niż wymówiła:
— Ej, moja pani Janowo! ktoto może wiedzieć, jakim jeszcze kiedyś będzie, wielkim czy małym?
Janowa nie odpowiedziała nic, z rozrzewnionym bowiem śmiechem oglądała się za Helką, która chichocząc i na swych długich nóżkach podskakując, jak wesoła i zwinna kotka kręciła się wkoło niej i wszystkie kieszenie odzieży jej cukierkami napychała.
— To dla Marylki: — wołała — a to dla Kaśki, a to dla Wicka... a to ciotko... dla wujaszka Jana...
Nagle wzdrygnęła się i posmutniała.
— Tutaj tak zimno! — nadąsanemi usteczkami wymówiła — we Włoszech daleko piękniej i milej... tam ciągle słońce świeci... pogoda... takie piękne lasy pomarańczowe... My tu z panią długo nie wytrzymamy... pewno znowu pojedziemy tam, gdzie tak ciepło...
Czernicka wkładała już na nią miękki jak puch, ciepły paltocik, ale Helka wyrwała się z rąk jej.
— Aj! — zawołała — jak ja długo już pani nie widziałam; pójdę do pani! Adieu ciotko!