Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze pewnie nie ubrane! Ale że umyte już i wykąpane, to pewna. Trzebaby pójść do pokoju Czernickiej, uścisnąć je, ucałować, da serca przytulić...
Zerwała się z kanapki, biegła przez salon i w połowie drogi ze splecionemi u piersi rękami, stanęła. W drzwiach przeciwległych ukazała się Czernicka, prowadząca za rękę Helkę, ale jakżeż zmienioną! Jakaż metamorfoza! Białawy motyl ze zwiniętemi skrzydłami przemienił się w świetnego kolibra. Różowe wstążki, niby piórka czy skrzydełka, pstrzyły błękitną sukienkę. Z puchów białych koronek wysuwały się okrągłe nóżki, ociągnięte pończoszkami delikatnemi jak sieć pajęcza, a niknącemi w malutkich błękitnych trzewiczkach; ogniste włosy utrefione, woniejące trzymała w karbach opaska z szyldkretu. Strojem tym zachwycona i strwożona, wonią ulatającą z włosów jej i koronek upojona, Helka stała w progu salonu z ustami znowu do płaczu skrzywionemi, ze szczupłemi ramionami sztywnie, w obawie zgniecenia sukni rozpostartemi w powietrzu, z oczami, które to spuszczały się ku cudownym trzewiczkom, to podnosiły się ku twarzy pani Eweliny, nieśmiałe i wilgotne. Pani Ewelina poskoczyła i pochwyciwszy ją w objęcia, teraz dopiero okrywać ją