Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Robiliśmy, wielmożna pani, dla dziecka tego wszystko, cośmy mogli, ale zwyczajnie u biednych ludzi, grzeczności nie nauczyła się... Ot teraz dopiero Pan Bóg los jej zsyła... sierocie!
— Sierota! — ze wzruszeniem powtórzyła p. Ewelina i pochylona nad dzieckiem chciała zapewna wziąć je w ramiona. Lecz, nagle cofnęła się. Wyraz litości twarz jej okrył.
— O! biedactwo! Jakże to ubrane! — zawołała — sukienka długa aż do ziemi...
Zaśmiała się.
— A koszula jaka gruba i włosy!... Ona ma cudowne włosy, ale któżto takiemu dziecku splata warkocze!... Trzewiczki jakie grube i bez... bez pończoszek...
Wyprostowała się, palcem dotknęła srebrnego dzwonka, na przeciągły, ostry dźwięk którego Helka zaśmiała się, a Janowa szeroko otworzyła oczy.
— Panny Czernickiej! — rzekła krótko do zjawiającego się w drzwiach lokaja.
W mgnieniu oka, pośpiesznym bardzo krokiem weszła kobieta trzydziestoletnia, w czarną, obcisłą suknię ubrana, wysoka, chuda, z cerą ciemną i zwiędłą, z czarnemi włosami spiętemi z tyłu głowy wysokim szyldkretowym grzebie-