Przejdź do zawartości

Strona:Opowiadanie mazowieckiego lirnika - Marcin Borelowski Lelewel.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I świat piękny, ten świat cały,
Gniótł mu piersi młode,
Od Karpackiéj śnieżnéj skały
Po wiślaną wodę.
Żywot taki to męczeństwo,
Lud się wyknął kłonić,
A on chciał na nabożeństwo,
Po swojemu dzwonić.




Nie ma rady, miły Boże,
Złe nam wiatry wieją,
Co tu jeden człek pomoże,
Gdy wszyscy nie śmieją.
Czas ucieka, życie z czasem,
Kłopot, nędza, troski,
Powędrował borem, lasem.
Rzemieślnik krakowski.




Cztery lat się z kijem włóczył,
Wędrówka się wiodła,
Ot i w końcu się nauczył,
Jak dobywać źródła.
Suchą ziemię wciąż przewierca,
Zródło z głębi bucha,
Żebyż to tak ludzkie serca,
Jak ta ziemia sucha...
Cicho, cicho, coś w nagrodę
Wciąż mu szepce w duszy,
Dobywasz ty z ziemi wodę,
Dobędziesz i z duszy.
Tylko szukaj między swymi,
Gdzie się wody kryją,
Tylko zważaj w jakiej ziemi