Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GOSPODA



Chciałbym mieć małą za miastem gospodę,
Co w zieleń bluszczu cała się zatapia,
Jaką widziały niegdyś oczy młode
Na Via Appia.
 
Wieczór, gdy słońce nad ziemią się chyli
I krwawą kulą za horyzont wrasta,
Smutni by ludzie do niej przychodzili
Z całego miasta.

I sambym wszystkich usługiwał gości,
Przed każdym trunku ustawiając kielich:
Mieszankę z grona winnego złotości
I z miodów pszczelich.

Złote i mocne byłoby to wino,
Dobyte z piwnic wilgotnego cienia,
Dające ludziom wieczorną godziną
Moc zapomnienia.

Więc ktoby usta w kielichu umaczał
Wnetby zapomniał o tem, co go boli
I już nie martwił się i nie rozpaczał
Nad złem swej doli.

O jakże cudnie jabym się wzbogacił,
Ściągając swoją opłatę z pośpiechem,
Gdyby za wino me każdy zapłacił
Jednym uśmiechem.