Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gał, by Wstawił się za nim u biskupa. Naturalnie na list swój odpowiedzi nie otrzymał.
Potęga księdza Juliusza rosła z każdym dniem, szerząc coraz to większy popłoch. Młody sekretarz natrafił z początku na pewien opór. Organizowano tajne konwentykle z inspiracyi prałata z Mortagne, człowieka lubieżnego i zawistnego, który pienił się ze złości widząc, że utracił wpływ na biskupa. Rozsiewano złośliwe pogłoski o niemoralnem życiu powiernika jego Eminencyi, powątpiewano w jego prawowierność, wspominano kazanie w Viantais, słowa niestosowne, któremi się wówczas posługiwał, inwokacye natury, obrzydliwego znamię panteizmu, pogańskiej, dzikiej dowód religii, czczącej jarzyny i białe króliki. Za powrotem otoczony został legią szpiegów i siecią pułapek. Ale śmiałość jego nie cofająca się przed żadną awanturą wnet zwyciężyła wszystkie intrygi i intrygantów. Podstępy chytre eklezyastów, subtelne formy nienawiści, ta cała podziemna robota prysła jak bańka pod naporem niesłychanej, brutalnej fantazyi księdza Juliusza. Pewnego dnia, podczas wielkiego przyjęcia u biskupa przystąpił do prałata, który udawał, że go nie spostrzega i pociągnął go we framugę okna.
— Czemuż to Wasza Wielebność tak zezem na mnie spoziera? — spytał — Czemuż to mam przypisać jego niełaskę hę?...
— Ale ja nie patrzę tak... ja wogóle wcale nie