Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  75   —

spracowaną rękę poczciwego wieśniaka, a więc pozwólcie, abym i ja gorszym od was nie był.
— A skądże wiécie o tém, panie doktorze? spytał się chłopek, wciskając cały zaczerwieniony czapkę na oczy.
— Od téj ładnéj kobiéty, która tak troskliwie karmiła siéroty wdowy.
— A toć to bo moja baba, rzekł kmiotek, śmiejąc się, uradowany pochwałą urody swéj żony; a! te kobiety to nic ukryć nie mogą — ale kiedy tak się stało, to dziękuję wam w imieniu wdowy, wielmożny panie, za waszę dobroć, niech wam Bóg stokrotnie zapłaci.
Kiedy konie już ruszyć miały, nadszedł ksiądz Pleban, wracający już ze Mszy świętéj. Marcin przywitawszy kapłana, nie mógł się wstrzymać, by mu nie opowiedzieć szlachetnego czynu doktora. Na to opowiadanie nadeszło kilka chłopków i chłopek, idących do pracy. Otoczyli oni wszyscy wzruszonego doktora, błogosławiąc go głośno i wzywając dla niego łaski nieba. Doktorowi łzy popłynęły po twarzy.
— Panie doktorze! rzekł ksiądz pleban, ściskając go za rękę — moje podziękowanie prawie zbyteczne: oby ci w całém życiu takie błogosławieństwa towarzyszyły zawsze! To mówiąc wszedł do chaty wdowy, a tymczasem wózek wśród błogosławieństwa gromady ruszył ku miastu.
— To zapewne pole wdowy? spytał doktór,