Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/06

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  3   —

to przecie nie przyniesie krzywdy Andrzejkowi, że się razem z dzieckiem pomozoli.
Józef zamiast odpowiedzi wzniósł oczy do nieba, i składając ręce, zawołał: Panie! błogosław naszych dobrych panów, naszych dobrodziejów.
— I ja mam do was prośbę, Józefie, czybyście nie pozwolili Kasi na jaką godzinkę dziennie przychodzić do mego pokoju.
— Błogosław cię Boże! dobra panienko, zawołał już z płaczem Józef, oblewając łzami ręce Zosi.
Nazajutrz Andrzejek słuchał we dworze mądrych nauk nauczyciela, a Kasia w pokoju Zosi szyła, pisała, rachowała, czytała i rozmaitych pięknych uczyła się pieśni.
A tymczasem cztérech starszych synów Józefa pracowało razem z ojcem w polu.
Maciéj, Jakób, Szymon i Janek, nie tylko że doskonale na gospodarstwie wiejskiém się znali, ale czytali, pisali, rachowali dobrze, a co najwięcéj: znali dokładnie zasady świętéj wiary katolickiéj i postępowali poczciwie.
Stary Józef sam był nauczycielem swych dziatek. Dużo on w młodości zwiédził świata, dużo poznał ludzi, dużo w życiu swojém doświadczył i przekonał się: że cnota, nauka i praca czynią prawdziwe szczęście człowieka na ziemi.
Co więc sam umiał, tego uczył dziatki; szczególniéj téż po śmierci najlepszéj żony, całą pociechę już na ziemi widział w dziatkach swoich.