Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Głowy na silnych oszczepach wspierając
Sledzili życia w bohaterze młodym....
Powoli mówił blady syn Balkuty
I wiatrem wzdychał jego płowy włos,
Smutny i miły jak pieśń drżącej nóty —
Spadał i konał jego rzewny głos...
„Królu Morwenu w połowie mej drogi
Padam! ostatni z rodu Reutamira —
Niewiem przecz los ten zdziałały mi Bogi!
Obcy grób w cudzej skryje mnie dąbrowie,
Żałość już grodem Balkuty wyziera
A Kratma gniazdem żalu się nazowie!
Lecz tam!... —
Nad brzegiem Lory ukochanej
Tam, nad zielonym! gdzie prężę ramiona,
Wznieście mogiłę popiołom Kartona —
Tam śpią ojcowie przy fali wezbranej
Morza, co pieje o brzegi ich sławę!
Może Moiny kochanek tam łzawe
Podniesie oczy ku niebu srogiemu
Co Kartonowi zajrzało młodemu
Sławy młodzieńczej! orlego polotu,
Boby się wzniosła do słońc kołowrotu!..
I zanim orzeł na grobie zakracze
Może Moiny mąż syna opłacze!”
Jak grot te słowa w sercu Klessamora
Utkwiły — dziko padł na syna zwłoki
I z oczu łez mu lunęły potoki
Dziksze niż wiosny ma, rozmarzła pora —  —
Rycerze wkoło jakby skamieniali