Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejscu nie posiedziałam. Felunia ze swojej strony czasu nie traciła i ledwie na parę sekund spotkałyśmy się z dwa lub trzy razy. Wtem szmer się zrobił na sali gromada czarnych fraków szczególniej poruszyła się gwałtownie, jak las jesiennym wichrem kołysany; myślałam, że tak wcześnie do kolacji proszą, lecz wkrótce inny powód się wyjaśnił. Ustawiona przez mego tancerza pod oknem, wśród mnóstwa kwiatów i balowych sukien, nie mogłam zrazu odgadnąć, czemu większa połowa gości ku drzwiom wchodowym się zwróciła. Po chwili, między tłumem dojrzałam zwolna się przesuwającą krótko ostrzyżoną głowę bardzo wysokiego młodego człowieka, a po obu stronach tej głowy na prawo orjentalny zawój z rajskiem piórem, na lewo białą różę przy ciemnych włosach upiętą.
Szukam Feluni, by jej o nowo przybyłych zapytać, lecz Felunia daleko stała, nowoprzybyli zaś już wpół drogi między gromadzącą się koło nich ciżbą z przed oczu moich zginęli. Nader spokojnie zniosłam ten wypadek, jednak blisko stojąca sąsiadka musiała lepiej ode mnie całą jego okropność pojmować, bo pełnym litości głosikiem odezwała się łaskawie:
— To pani Kajetanowa z córką i synem przyszła.
Już drugi raz słyszałam nazwisko pani Kajetanowej *** wymienione tego wieczoru, nazwisko bardzo znakomite, jak widać, a ja nic o niem nie wiedziałam! Zdobyłam się na odwagę cywilną i ufna w przychylne sąsiadki usposobienia:
— Co to za pani Kajetanowa ***? — spytałam.
— Ta z Opatowskiego.
— Ta z Opatowskiego! — powtórzyłam, udając obłudnie, że mię zdobyty szczegół we wszystkiem objaśnia.
— Czy pani zna ją osobiście? — nawzajem mię zagadnęła oszukana pewnością mego tonu.