Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powiedz mi, jak mam nazwać młodego człowieka, zdrowego na ciele i umyśle, który bez żadnego zatrudnienia, rok po roku w domu bogatych opiekunów przesiaduje, szklanki wody przynosi i odnosi, na służących dzwoni, sprawunki balowe załatwia, daje się „kochanem dziedzictwem“ przezywać, je dobrze, śpi dobrze — i nigdy ani na wątrobę, ani na zgryzotę sumienia nie zachoruje?
— Otóż miałam słuszność, że nie znasz Morysia; widzisz w nim tylko wychowańca na cudzym koszcie żyjącego — lecz czem jest Moryś rzeczywiście, o to mnie pytaj, Urszulko.
— Jaknajchętniej, kiedy każesz; więc pytam: czem jest Moryś rzeczywiście?
— Jest mało potrzebującym człowiekiem.
— Wyborna definicja próżniaka. Kto ma smaczny obiad, wytworne pomieszkanie, z cienkiego sukna fraki i tużurki, mnóstwo drobnych wygódek i cacek, obejdzie się bez reszty, obejdzie się bez własnej godności, bez szacunku bliźnich i bez chwały Pana Boga. Jeno mu ciągle na kominku ogień lub w salonie woskowe świece i kinkiety palić, toby się nawet bez gwiazd i słońca obszedł; bo próżniak jest „mało potrzebującym człowiekiem“. Niezapomnę tego szlachetnego omówienia.
— A ja ci nie zapomnę tej gorzkiej ironji. Fe! wstydź się, doctissima, takie pociski rzucać — i przeciw komu? Przeciw biednemu Morysiowi, który sam nigdy na nikogo kamieniem nie cisnął, który ma taką szczerą dla każdego życzliwość, taką ustępną, wdzięczną, łatwo dobremu wierzącą, a na złe niepodejrzliwą naturę — i za cóż obelgi najdotkliwsze? Za to, że się z drugimi (tak) nie kręci, nie popycha, nie rozbija wielkiemi kułakami o bardzo drobne rzeczy. Spojrzyj dokoła, Urszulko, sumiennie rozsądź