Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chromającem na zupełny niedostatek wstążek! Boże mój! i cóż-to za zalotnicy! Cóż za niezdobność w stroju, cóż za jałowość w rozmowie! To można życiem przypłacić, to można zmysły postradać! Zauważyłam przytem, że ich kołnierze nie zdradzają dłoni najlepszej przykrawaczki i że więcej niż dobre pół stopy brakuje, by szerokość ich pludrów mogła być uznana za zadowalającą.
GORGONI: Jak mi Bóg miły, pobzikowały obiedwie; toż ja nic wyrozumieć nie mogę z ich szwargotu. Słuchaj mnie, Kachna, i ty, Magdusiu...
MAGDUSIA: Na miłość Boga! ojcze, oszczędź nam, proszę, tych dziwacznych imion, i raz wreszcie zechciej nazywać nas inaczej.
GORGONI: Jakto, dziwacznych imion! Czy to nie są wasze imiona, na chrzcie świętym nadane?
MAGDUSIA: O Boże, jakżeś ty poziomy, ojcze! Co do mnie, wyznaję, iż tonę w nieustannem zdumieniu, iż ty, ojcze, byłeś zdolny dać życie istocie mego duchowego pokroju. Słyszał kto, aby, w wytwornym stylu, była kiedy mowa o Kachnie lub Magdusi? czy nie zechcesz przyznać, że wystarczyłoby jednego z tych imion, by osławić i odrzeć z uroku najpiękniejszy romans?
KASIA: To prawda, wuju, że ucho, o ile nie jest wyzute z wszelkiej delikatności, piekielnie musi cierpieć, słysząc dźwięk tego rodzaju przezwisk; natomiast imię Polikseny, które obrała moja kuzyna i miano Aminty, które ja przyjęłam za swoje, posiadają wdzięk, na który i ty, wuju, nie możesz zostać nieczułym.
GORGONI: Słuchajcież mnie tedy: mądrej głowie dość dwie słowie. Nie chcę ani słyszeć o tem, byście miały nosić jakieś inne imiona, niż te, które dali wam chrzestni rodzice; co zaś do tych panów, znam ich ród i majątek, i żądam stanowczo, byście patrzały na nich jak na przyszłych mężów. Dosyć już długo sie-