Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/567

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wała wyraźnie do zrozumienia, że liznęła lorda Bacona. Który nie był Szekspirem, twierdziła figlarnie druga, i przekładał nade wszystko doświadczenia. Benedykt podsłuchał to, gdy po raz pierwszy na rekonesansie próbował zbliżyć się do grupy, która otaczała docenta. I odstręczył go wtedy akompaniator.
— Czy zauważył pan — Benedykt ustawił się teraz tak, żeby docent tylko jego miał w polu widzenia — czy zauważył pan to zjawisko, że ilekroć gdzieś się pan zjawi, zaraz w kimś podobnym do mnie wywołuje pan intencję zaczepki? Od razu są petenci. Prawie jak do spowiednika. Dotyczy to również lekarzy psychiatrów, a z innej strony biorąc, przedstawicieli jakiejkolwiek wyższej władzy. Przed psychiatrą każdy próbuje snuć intrygę, że jest cichym wariatem. Lekarz mówi wtedy: wszyscy, ja także, i odwraca się plecami. Przedstawiciel armii zapytany na przykład, jak brzmi komenda na oddanie salwy, obraża się, chętnie by wezwał żandarmerię, i w rezultacie zaczyna mówić o skórce zająca, jak to się ją ściąga. Filozof...
— Nie jestem.
— Pozwoli pan, jako znawca, koneser win z najniższej piwniczki ludzkiej, przywalonej najcięższymi kamieniami, pozwoli pan mi stwierdzić, że najczęściej, i to z miejsca, bywa pan indagowany. W sprawie tego kamienia filozoficznego...
— Tak, tak, jest tak w istocie.
— W lepszym wypadku proszony o pokazanie próbki swej specjalności. Tak jakby pan roznosił katalog barwników i jakby każdy przechodzień miał prawo sięgnąć i odrzucić odcień, dajmy na to indygo, który jest mu przykry. A pan z kolei był zobowiązany, iż tak rzeknę, puścić kolor. Kończy się to zazwyczaj, że fatygant oświadcza, iż także jest filozofem. Tyle że szczególnym. Należałoby tylko czekać, żeby pan zapytał, a potem łapczywie wchłonął ten jego kierunek, ten jego grymas, demonstrując w rewanżu na poczekaniu swój „warsztat” dla konfrontacji. Chodzi o to, żeby pan był zdumiony i w zdumieniu wyłożył wszystkie karty na stół. Bez reszty, nic nie ukrywając. Na przykład, czy istnieje życie po śmierci? I co pan o tym sądzi? A Stwórca, tak czy nie? Przytoczyłem tutaj prostaczków, lecz mamy przecież znakomitych ludzi, którzy czyhają tylko, żeby pana obrać z zasobu wiedzy, i którzy żądają w jakiś sposób, żeby pan się legitymował,