Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pierścionek pochwyciłem i włożyłem ci na palec... — Ucałowałaś mnie i byłaś szczęśliwa...

vanna.

To był jasnowłosy chłopczyk, zwany Gianello... — Ty jesteś Gianellem?

prinzivalle.

Tak...

vanna.

Któżby cię poznał?... A nadto, masz twarz zakrytą... Widzę tylko twoje oczy...

prinzivalle, odsłaniając nieco opaskę.

Czy po odsłonięciu poznajesz?...

vanna.

Tak... Może... Zdaje mi się... Bo uśmiechasz się jeszcze jak dziecko... Lecz ranny jesteś i krew płynie z twojej rany...

prinzivalle.

Och! to dla mnie nic nie znaczy... co innego dla ciebie...

vanna.

Krew płótno przebija... Pozwól mi przewiązać opaskę... Źle była założona... Poprawia opaskę. W tej wojnie często rannych pielęgnowałam... Tak, tak przypominam sobie... Widzę ogród z drzewami granatów, z laurami i różami... Nieraz po południu, gdy piasek rozgrzał się od promieni słonecznych, bawiliśmy się w nim razem...