Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnem jeziorem światła między ich a twojemi myślami. Lecz teraz, patrz, zbliż się... Jest tu człowiek, którego zowię moim ojcem... Patrz: pochylił głowę. Stary jest, więc się pomylił.... Trzeba się nad nim ulitować. Musisz zdobyć się na wysiłek woli, bo tak daleko stanął od nas, że już oczy twoje nie są w mocy skłonić go do zmiany przekonań.. Nie zna nas. Miłość nasza przeleciała nad jego ślepą starością, jak deszcz kwietniowy nad kredową skałą... Ani jeden z jej promieni nie rozgrzał jego stygnącej duszy; nie podpatrzył ani jednego z naszych pocałunków... Mniema, że kochamy się tak, jak ci, co się nie kochają... Do zrozumienia, słów potrzebuje. Odpowiedzi żąda... Idź, powtórz mu odpowiedź twoją.

vanna zbliża się do Marca.

Ojcze, pójdę wieczorem.

marco całuje ją w czoło.

Córko moja, wiedziałem o tem.

gwido.

Co?... Coś mu powiedziała?... Czy mówisz do niego, czy do mnie?

vanna.

Do ciebie także, Gwido... Wieczorem posłuszną będę...

gwido.

Komu?... W tem rzecz, bo jeszcze nie rozumiem...

vanna.

Pójdę wieczorem do obozu Prinzivalla.