Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

artystycznego jest słuszne, choć jedno płynie z rozsądku, a drugie z uczucia. Nastręcza się tylko pytanie, które piękno jest słuszniejszem ze stanowiska życiowego, ze stanowiska szczęścia i spokoju ludzkiego. I tu do rozwiązania niech posłużą słowa samego autora, włożone w usta Aglaweny, gdy mowa o tem pięknie, które na rozsądku się wspiera:
— „Ach! to tak niewiele — mieć słuszność, mój Meleandrze! Ja sądzę, że lepiej przez całe życie nie mieć słuszności i nie wyciskać łez z oczu tym, którzy nie mają słuszności”.
Nie rozsnuwamy tu całej treści tego wzruszającego dramatu, pozostawiając czytelnikowi w pełni urok niespodzianki; zwracamy tylko uwagę na przepiękną czarującą postać Selizetty, jednę z najpiękniejszych we współczesnej literaturze europejskiej, tego dziecka prawie, tej „bien petite chose”, jak sama o sobie w toku swych smutków powiada, tej trzpiotki aż do rozpoczęcia dramatu, śmiechem tryskającej, na wejście której do pokoju „drzwi trzaskały, okna się otwierały i przedmioty spadały dokoła, gdy na kolana męża wskakiwała....” Obarczona, jak biedne ptaszę, nad siły brzemieniem tego piękna drugiego, które jej oczy otworzyło, nie ma w swem mniemaniu innej drogi — nad złożenie siebie w ofierze, co też czyni z całą dziecięcą poezyą i tkliwością uczuć ofiarnicy. A gdy umiera z kłamstwem ofiarnem na ustach dla szczęścia pary pozostałej, każę zamknąć sobie oczy tej samej Aglawenie, która je tak bezlitośnie na życie jej otworzyła...
Dramat cały iskrzy się czarodziejsko od zwrotów, z których nie jeden może posłużyć, jako dobry i natchniony przewodnik w splątanym „ludzkich uczuć lesie.”