Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilkę i zaraz zapomina o poprawie. Żal mi jej, serdecznie żal...
Nasza paniusia słowa dotrzymuje. Obiecała nam kiedy niekiedy opowiedzieć jakąś historyjkę i dziś właśnie opowiedziała nam drugą. Nie wiem, czy tylko potrafię to tak opisać, jakbym pragnęła. Lecz spróbuję.

Drugie opowiadanie Nauczycielki.

Była późna jesień. Śnieg z wiatrem rozgospodarowali się na dobre, wszędzie ich było pełno: po wsiach i miastach, w lesie i na polu, a najwięcej dostawało się podróżnym, gdy szli lub jechali gościńcem. W taki czas szedł ociemniały starzec, jedną ręką prowadząc małą dziewczynkę, drugą przytrzymując katarynkę, którą z trudnością dźwigał na plecach. Śnieg nielitościwie zasypywał im oczy, a wiatr, zdawało się, że chciał porwać na nich i tak ubogie ubranie.
— Basiu — pyta słabym głosem starzec — czy ty mi nie zmarzniesz?... Drżysz cała... Czy bardzo ci zimno?
— Nie, dziadku, tylko z wiatrem nie mogę dać sobie rady... Nie wiem, czego on chce